Mapa świata według socjalistycznej linii partyjnej
Otwarty na pierwszej stronie szkolny atlas geograficzny z lat 60. czy 70. od razu rzucał się w oczy specyficznym układem treści. Kraje bloku wschodniego zajmowały nieproporcjonalnie dużo miejsca, podczas gdy Zachód przedstawiano skrótowo, często z pominięciem istotnych szczegółów. To nie był przypadek. Edukacja geograficzna w PRL miała konkretny cel – wychować młodych obywateli w duchu internacjonalizmu proletariackiego, ale tego właściwie pojmowanego.
Nauczyciele często powtarzali, że geografia to nauka obiektywna, ale jednocześnie w szkolnych podręcznikach konsekwentnie pomijano fakt, że mapy nigdy nie są neutralne. Każdy wybór – co pokazać, co pominąć, jak nazwać – to decyzja ideologiczna. W przypadku PRL-owskich atlasów te decyzje zapadały w gabinetach partyjnych decydentów, a nie w pracowniach kartografów.
Czerwona perspektywa: Jak przedstawiano Wschód i Zachód
Porównanie ówczesnych map Polski i Niemiec Zachodnich mówi wszystko. Nasz kraj rysowano z bogatą siatką miast, szlaków komunikacyjnych, zakładów przemysłowych. RFN często ograniczał się do zarysu granic i kilku większych miast. Podobnie wyglądało przedstawienie ZSRR – ogromne przestrzenie wypełnione były oznaczeniami kopalń, kombinatóww i wielkich inwestycji, podczas gdy analogiczne mapy USA wyglądały na opustoszałe.
Interesujące były też zabiegi typograficzne. Nazwy miejscowości w krajach socjalistycznych drukowano większą, wyraźniejszą czcionką. Stolicom bratnich narodów poświęcano rozbudowane wkładki, podczas metropolie zachodnie traktowano po macoszemu. W opisach tekstowych podkreślano osiągnięcia gospodarcze demoludów, pomijając jednocześnie ich problemy, za to wyolbrzymiając kryzysy kapitalizmu.
Geografia gospodarcza jako propaganda sukcesu
Szczególnie wymowne były mapy gospodarcze. Kopalnie, huty i elektrownie w krajach socjalistycznych oznaczano jako nowoczesne, rozwijające się, podczas gdy na Zachodzie te same obiekty opatrywano neutralnymi etykietami lub wręcz podkreślano ich monopolistyczny charakter. Zabieg ten miał ukazywać wyższość gospodarki planowej nad rynkową.
Nie brakowało też kuriozalnych przeinaczeń. Na niektórych mapach przemysłowych celowo przesuwano lokalizację zakładów, by stworzyć wrażenie równomiernego rozwoju regionów. W rzeczywistości większość inwestycji koncentrowała się w kilku kluczowych ośrodkach, ale atlas miał przedstawiać sprawiedliwy rozkład bogactwa.
Podróże palcem po mapie: turystyka w służbie ideologii
Działy poświęcone turystyce stanowiły szczególny rodzaj manipulacji. Zachęcano do wyjazdów do krajów demoludów, przedstawiając je jako rajskie destynacje, podczas gdy możliwości podróżowania na Zachód praktycznie nie uwzględniano. Opisy Bułgarii, NRD czy Czechosłowacji pełne były entuzjastycznych określeń, podczas gdy o Francji czy Włoszech pisano sucho i zdawkowo.
Ciekawym zabiegiem było pomijanie niektórych atrakcji turystycznych. W opisach Berlina Wschodniego eksponowano Aleję Stalina i monumentalne budowle socrealistyczne, całkowicie ignorując bogatą przedwojenną architekturę miasta. Podobnie w przypadku Warszawy – na planach miasta dominował MDM i Pałac Kultury, a Stare Miasto traktowano marginalnie.
Wojna na nazwy: polityka w nazewnictwie geograficznym
Walka ideologiczna toczyła się nawet o nazwy geograficzne. W atlasach konsekwentnie używano terminologii zgodnej z linią ZSRR. Morze Japońskie nazywano Morzem Radzieckim, a Wyspy Kurylskie – Terytorium Południowego Sachalinu. Zmieniano też tradycyjne polskie nazwy, zastępując je kalkami z rosyjskiego, np. Górna Wolga zamiast Wyżyna Wałdajska.
Szczególnie jaskrawym przykładem była polityka nazewnicza dotycząca Niemiec. Do lat 70. konsekwentnie stosowano określenie Niemcy Zachodnie (RFN) z dopiskiem okupowane przez imperialistów, podczas gdy NRD nazywano po prostu Niemcami, sugerując, że to jedyna legalna niemiecka państwowość.
Pokolenie atlasów: jak mapa kształtowała świadomość
Dzisiejsi 60-latkowie przyznają, że ich wyobrażenie świata przez długie lata opierało się na tych szkolnych przekazach. Wielu dopiero po 1989 roku zdało sobie sprawę, jak bardzo zniekształcony obraz rzeczywistości im wpojono. Ci, którym udało się wyjechać za granicę przed zmianami, często przeżywali szok, widząc rozbieżność między atlasową wizją a rzeczywistością.
Paradoksalnie, te same atlasy, które miały wychować lojalnych obywateli socjalistycznych, niekiedy działały odwrotnie. Dla bardziej dociekliwych uczniów dysproporcje i przeinaczenia stawały się czytelne, budząc sceptycyzm wobec całego systemu propagandy. W ten sposób narzędzie indoktrynacji czasem zamieniało się w jej przeciwieństwo – pierwszy krok do politycznego przebudzenia.